Szukaj na tym blogu

wtorek, 4 października 2011

Pozorowana kampania

Chcieliśmy w ostatnim tygodniu kampanii wyborczej napisać o najważniejszych tematach poruszanych przez kandydatów. Myśleliśmy, że będziemy mieli pewność, kto co uważa i kto co chce zrobić. Niestety, kampania nie tylko była niemrawa, ale jeszcze unaoczniła nam wyraźnie peryferyjność naszego powiatu miejskiego i ziemskiego. Właściwie żaden z tutejszych kandydatów nie przykuł w mijającej kampanii szczególnej uwagi mediów, ze względu na swoje dokonania, plany czy pomysły.

Wczytując, wsłuchując i wglądając się w programy konkretnych kandydatów czy komitetów, ze zdziwieniem zauważyliśmy nawet, że różnice między partiami nie istnieją lub są na tyle nieistotne, że można je w tematach podstawowych pominąć. Pierwszy przykład z brzegu: szpital dziecięcy. Lider listy SLD Waldemar Witkowski wpisuje go sobie na billboardy, ale liderzy PO zaraz zwołują konferencję na Starym Rynku i podkreślają, że dla nich priorytetem w mieście jest budowa szpitala dziecięcego.

Podobnie z rewitalizacją. Już na początku kampanii poseł Rafał Grupiński zwołał konferencję prasową na Moście Jordana, w której wzięli udział liderzy list SLD oraz PSL a na dodatek prezes Stowarzyszenia My-Poznaniacy i sam prezydent miasta. W sumie, jeśli policzyć wyniki ostatnich wyborów do rady, brakowało tylko przedstawiciela PiS, który jednak na debacie w redakcji Gazety również podkreślił potrzebę uchwalenia ustawy rewitalizacyjnej na wzór niemiecki (tylko co zrobić z zakamuflowaną opcją niemiecką, żeby tego nie wykorzystała jako precedensu?).

Jeszcze inny przykład to żłobki i przedszkola. Wyciąg z debaty w poznańskiej Gazecie:
 Co ma zrobić przeciwnik polityki koalicji PO-PSL w tym zakresie? Chyba musi sobie w łeb strzelić. Bo jedyna odpowiedź opozycji to pomysł nieposyłania sześciolatków do szkoły. Jasne, na pewno to naprawi system. Rach, ciach - żłobki i przedszkola działają jak w zegarku, wszyscy szczęśliwi. A pan Piasta jeszcze zafunduje powrót do ośmioletniej podstawówki i liceum. Po co? Chodziliśmy do takich szkół i pamiętamy, że wyglądało to tak, że w ósmej klasie jedni czytali już Gombrowicza, a inni nie umieli czytać w ogóle. Jeden pan Witkowski poszedł szeroko i powiedział, że i żłobki i przedszkola, i studia nawet za darmo. Świetnie. Znowu możemy tylko temu panu przypomnieć, że za darmo magisterki robili na naszym roku niemal analfabeci. Profesorowie ich wypuszczali, bo sztuka jest sztuka. Jak długo ludzie mają płacić za każdego lenia? No i inna sprawa, po co kształcić polskich studentów za darmo, skoro potem oni i tak wyjeżdżają zbierać sałatę do Anglii albo łuskać śledzie do Norwegii? Jakby nie patrzeć, najwięcej konkretów podała przedstawicielka koalicji.

Kandydaci Dziuba, Piasta, Witkowski i Banaszak na debacie.
Opozycja nie potrafi wysunąć racjonalnych argumentów. SLD obiecuje naukę za darmo, nie kreśląc jasnego planu, po co w ogóle młodzi Polacy mają się uczyć? Namawia studentów do głosowania, ale ci studenci, którzy na nich głosowali w 2001 roku, mogą dziś opowiedzieć, jak się sprząta magazyny  Tesco i przepija marzenia w dublińskich czy southamptońskich pubach. Takie wyrywkowe jest w Polsce wszystko. PO zbudowało orliki, ale nie stworzyło klubów dziecięcych z profesjonalnymi trenerami, przeznaczyło pieniądze na drogi, zapomniało o kolejach. PiS obniżyło składkę rentową i wprowadzilo de facto podatek liniowy, a zapomniało wyrównać tę stratę w budżecie. W sumie, gdyby prześledzić pomysły wszystkich partii to one są tak samo dobre jak i niedobre. Dobre, bo mają w założeniu rozwiązać palący problem, niedobre, bo gdy są wprowadzane w życie, coś zawsze idzie nie tak. Inna sprawa, że wszystkie partie po dojściu do władzy robią mniej więcej to samo przynajmniej jeśli chodzi o sprawy gospodarcze, zagraniczne i społeczne. Najwyżej trochę się różnią metodami, ale trudno dociec kto np. bardziej liberalizuje, a kto bardziej centralizuje itd.

Gdzie jest więc pies pogrzebany? Dlaczego partie nazywają się inaczej, a ich liderzy tak bardzo się nie lubią? Wydaje się, że całą odpowiedź może posłużyć Ruch Palikota, którego wynik (choćby tylko sondażowy) jest największym sukcesem tegorocznych wyborów. Wolne konopie, prawo do aborcji, związki partnerskie i opodatkowanie kościoła to pomysły, które zapewniają mu prawie 10% poparcia. Nie muszą mieć znanych działaczy na listach, nie muszą być wiarygodni i nie muszą być poważni. Wystarczy, że są pomarańczowi i łamią tabu. Pokazują, że o sprawach światopoglądowych można mówić w Polsce bezkompromisowo. Tym różnią się od zastygłych w pozach polityków innych partii i tym, na razie, wygrywają z SLD. Robią jedną pożyteczną rzecz - odblokowują przestrzeń publiczną. Od teraz łatwiej będzie politykom innych partii mówić o prawach kobiet, gejów czy mniejszej szkodliwości marihuany w porównaniu do np. alkoholu. Niestety, informacje dostarczane przez współzałożycieli Ruchu każą się zastanowić nad głosowaniem na tę partię, podobnie jak fakt, że trzon list stanowią przedstawiciele marginalnej do tej pory partii RACJA Polskiej Lewicy, którzy, uczciwie mówiąc, niewiele zrobili, żeby z tego marginesu wyjść.

Ten pan może zgarnąć mandat, jeśli RP przekroczy próg.
Polską polityką rządzą emocje. Poznańską polityką rządzą blade cienie emocji. Smutna prawda jest taka, że światopoglądowo bardziej różnią się czasem od siebie kandydaci tej samej partii (np. poseł Tomczak od posłanki Kozłowskiej-Rajewicz) niż kandydaci rywalizujących komitetów (konserwatywna oś: Tomczak i Lipiński z PO - PiS - PJN - PSL). W sprawach ważnych dla miasta i regionu szybciej wspólny język znajdują poseł Dzikowski z posłanką Łybacką niż poseł Dzikowski z posłem Grupińskim, bo ten ostatni woli może radnego Witkowskiego. Nie ma w tym wszystkim żadnej logiki, są tylko sympatie i antypatie, a może po prostu interesy i ich brak? Jedyna świeżość w starym układzie to kandydaci Ruchu Palikota i Polskiej Partii Pracy, ale wystarczy przestudiować nasze opracowanie, aby wyleczyć się z chęci głosowania na nich. Na poziomie krajowym, gdy mamy do wyboru Tuska i Kaczyńskiego, to możemy mówić o różnicy w stylu sprawowania władzy i zarządzania społecznymi emocjami. Gdy przeniesiemy to na grunt lokalny, to widzimy posła Grupińskiego i radnego Dziubę. Obaj są tak podobni do siebie (niemedialni, ale za to refleksyjni), że właściwie nie ma między wyborem jednego lub drugiego różnicy. Różnica jest za ich plecami, ale o tym już nie oni decydowali, ale wierchy partyjne dla poznańskich polityków nieosiągalne. Niestety.

Są jednak też dobre wiadomości. W środę o 18.00 w Klubokawiarni Meskalina (Stary Rynek, w samym środku obok Arsenału) odbędzie się debata w ramach Miejskiego Skanera Wyborczego przygtowanego przez Kongres Ruchów Miejskich. Swój udział zapowiedzieli posłanka Kozłowska-Rajewicz oraz posłowie Grupiński i Zieliński (PO), radni Dziuba, Czerwiński i Alexandrowicz (PiS), posłanka Łybacka, radna Kretkowska i radny Lewandowski (SLD) oraz kandydat Swiernalis (Wolne Konopie, Ruch Palikota). Przedstawiciele innych partii nie odpowiedzili na maile, co jakoś szczególnie nas nie zaskoczyło, bo po prostu startują w okręgu poznańskim pro forma (PSL), pro memoriam (PJN) i pro publico bono (PPP). Tak czy owak, każdy zainteresowany kwestiami miejskimi będzie mógł sobie wyrobić zdanie na temat kandydatów. Tych, którzy nie mogą przybyć, zapraszamy do śledzenia relacji na Facebooku.

Polecamy także:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.