Szukaj na tym blogu

środa, 28 września 2011

Piotr Batura i dziwne ruchy Palikota

Dzisiaj próbowaliśmy rozwikłać dwie zagadki wyborcze. Pierwsza to fenomen niezależnego kandydata do senatu w powiecie poznańskim - Piotra Batury. Druga, jak się okazuje powiązana z pierwszą, to słabość poznańskiej listy Ruchu Palikota do sejmu. Dzięki dociekliwości jednego ze współpracowników udało nam się z dość dużą precyzją odpowiedzieć na oba pytania.

Kim zatem jest Piotr Batura? Jeszcze niedawno wiedzieliśmy tylko tyle, że jest jednym z trzech kandydatów do senatu, którzy zdołali zarejestrować swoją kandydaturę w powiecie poznańskim. W wyborach zmierzy się z wicemarszałkiem senatu prof. Markiem Ziółkowskim (PO) oraz kandydatem PiS - Bartłomiejem Wróblewskim. Jedyny trop organizacyjny prowadził natomiast do Ruchu Poparcia Palikota, którego Piotr Batura miał być pierwszym liderem.

Teraz wiemy już dużo więcej, bo pan Piotr Batura prowadzi bardzo brawurową kampanię wyborczą. Na jej potrzeby założył fanpage na Facebooku, konto na YouTube, blog na Blogspocie, jeszcze jeden blog na Salon24.pl oraz stronę internetową. Rozmach nieporównywalny z żadnym innym poznańskim kandydatem. A trzeba jeszcze dodać, że nie jest to działanie czcze, bowiem na samym facbooku pan Batura zgromadził już prawie 4 tysiące fanów (najlepsza w PO posłanka Szydłowska ma ich tylko ok. 1500). Niezależny kandydat do senatu wyrósł zatem w ciągu ostaniego miesiąca na najpopularniejszego poznańskiego polityka w internecie.

Dzięki pracowitości kandydata znamy już jego biografię samorządową i polityczną oraz program wyborczy. Wiemy, że był radnym gminy Rokietnica, wiceprzewodniczącym i przewodniczącym rady oraz przewodniczącym komisji oświaty. W większej polityce zaczął działać dzięki Januszowi Palikotowi. Jesienią 2010 roku został najpierw koordynatorem a potem dyrektorem Wielkopolskiego Ruchu Poparcia Palikota. W internecie można znaleźć choćby jego dyskusję z radnym Markiem Sternalskim (PO) na temat szans ruchu i skuteczności Palikota jako polityka. Był także członkiem władz krajowych stowarzyszenia (partia Ruch Palikota jeszcze wtedy nie istniała). W programie na pierwszy plan wysuwa się Zintegrowany Powiat Poznański, czyli jak rozumiemy lepsza współpraca gmin dla dobra wspólnego. Zacne to i jakoś się wpisujące w coraz popularniejszy postulat "usamorządowienia" senatu.

Czytając kolejne strony prowadzone przez kandydata zachodziliśmy w głowę, dlaczego odszedł on z Ruchu Palikota. Dlaczego nie został liderem tego ugrupowania w wyborach do sejmu? Dlaczego zamiast operatywnego Batury na pierwszym miejscu list RP jest bezbarwny Banaszak? Tak się głowiliśmy, aż nasz współpracownik podesłał nam link do ciekawej strony. Zatytuowana jest ona Wielkopolski Ruch Poparcia Palikota, ale zawiera ciekawą stopkę, w której autorzy Bartek Ziebart i Konrad Przesławski uprzedzają, że zawarte na niej artykuły nie przedstawiają oficjalnego stanowiska wielkopolskiego oddziału RPP.
Relacja szpiega z centrali (printscreen z oryginalnej strony tutaj.
Co zatem przedstawiają? Ano, bardzo ciekawą relację ludzi, którzy z Ruchu zostali usunięci przez byłą prezes Katarzynę Izydorczyk oraz samego Janusza Palikota. Są tam mrożące krew informacje o montowaniu spółdzielni na zjeździe w Katowicach przez pana Baturę, o tajemniczym spotkaniu poznańskim, na którym miała się spotkać wewnętrzna opozycja, jest też relacja szpiega wysłanego na to spotkanie przez centralę. I wreszcie są relacje ze spotkań, po których Janusz Palikot rozprawił się z niesfornymi Wielkopolanami, szczególnie mocno przedstawione w "opowieściach pana Edmunda".

Na tyle, na ile rozumiemy przebieg wypadków, to było jakoś tak, że Piotr Batura chciał się przeciwstawić grupie warszawskich działaczy i wprowadzić do zarządu ludzi z prowincji. To zostało zablokowane ze względów formalnych, a następnie posłużyło za pretekst do rozprawy z niezależnymi działaczami. Poza Piotrem Baturą z Ruchu wyleciał także m.in. Konrad Przesławski, który przez lokalną organizację był rekomendowany na następcę Batury. Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że wyrzucającą obu panów była pani prezes Katarzyna Izydorczyk, która sama został później wyrzucona z Ruchu. Obecnie jest kandydatką SLD i swojego byłego szefa oskarża o bardzo brzydkie działania.
O tym jak Izydorczyk usunęła Baturę, cały tekst tutaj.
To wszystko miało się dziać na przełomie lutego i marca 2011 roku. Czy to realne wydarzenia czy opowieści "z mchu i paproci"? Nie wiemy, nie przesądzamy. Wydaje się nam jednak to wszystko tak groteskowe, że z obawą patrzymy na rosnące poparcie dla Janusza Palikota i jego nowej drużyny. Jeśli choć połowa opowieści byłych współpracowników kontrowersyjnego polityka jest prawdziwa, to mówienie o "Samoobronie bis" jest eufemizmem, a jeśli to kłamstwa, to też niewesoło, bo jak się bierze do ekipy kombinatorów, to nie można mówić serio o naprawie państwa.

Wiemy już zatem dlaczego Ruch Palikota w Poznaniu jest taki niewyraźny. Wszyscy, którzy mieli szansę i chęć zaistnienia, zostali wycięci. Ci, którzy wycinali, też zostali wycięci. Został sam Janusz Palikot, który pojutrze będzie uczył etyki poznańską kurię. Czy przyjdzie tam kandydat na senatora Piotr Batura? Jesteśmy bardzo ciekawi.

PS: nareszcie pojawiły się oficjalne informacje o kandydatach Ruchu Palikota - są tutaj.

wtorek, 27 września 2011

Pomarańczowy koń wyborów bryka w Poznaniu

Długo krytykowaliśmy Ruch Palikota za opieszałą kampanię w Poznaniu. Kandydaci mało znani i mało widoczni zdawali się liczyć tylko na siłę medialną ogólnopolskiego lidera. Paradoksem było to, że o części kandydatów nie było żadnych informacji, a o innych najwięcej można było przeczytać na stronie SLD z ostatnich wyborów. Ten tydzień przynosi jednak prawdziwą ofensywę kandydatów Palikota i jego samego.
Ruch Palikota na stojąco.
Lider przyjedzie do Poznania już 30 września, aby przede wszystkim demonstrować przeciwko polityce poznańskiej kurii względem popularnej poznańskiej Ósemki. Faktycznie, niezręczne zachowanie duchownych dało Palikotowi pretekst do zdobycia głosów w Poznaniu. Trudno bowiem w naszym mieście znaleźć ludzi, którzy by twierdzili, że kuria zachowuje się w sprawie gmachu liceum poprawnie. Demonstracja pomarańczowych w piątek o 10.00.

Wcześniej Janusz Palikot udzieli wywiadu na antenie Radia Merkury i przespaceruje się Głogowską. Po wszystkim oczywiście briefing dla dziennikarzy. Można mieć pewność, że jego słowa będą cytowane przez wszystkie lokalne media i dodadzą skrzydeł poznańskim kandydatom ugrupowania, którzy dotychczas swoją aktywność ograniczyli do umieszenia logotypów partii lub zdjęć z liderem na swoich profilach facebookowych.

Paweł Swiernalis chce uwolnić konopie.
Jedyny, który się wyróżnia w tłumie bezimmiennych kandydatów RP, to Paweł Swiernalis z Inicjatywy Wolne Konopie. Razem z kolegami założyli czytelną stronę z programem swojej organizacji i przedstawieniem kandydatów. Założył również swój fanpage na Facebooku, który szybko zyskuje nowych fanów (już 35, a jeszcze przed chwilą kilku).

Zajmujący siódme miejsce na liście młody działacz organizuje w sobotę 1 października Wielkopolski Marsz Wyzwolenia Konopi. Start marszu o godzinie 16.30 sprzed Opery. Można sobie żartować, ale udział w nim zapowiedziało już prawie 2 tysiące osób. Jeśli przyjdzie choćby 1/5 z nich to będzie to najliczniejsze wydarzenie podczas tej kampanii w Poznaniu. I wszystko za sprawą 21-letniego debiutanta.
Lider Banaszak
Biłozor i Palikot. Łączy ich ruch.
Żeby nie było tak różowo (pomarańczowo) musimy napisać o dość kiepskiej oprawie kampanii pozostałych kandydatów. Lider Maciej Banaszak ogranicza się do udziału w debatach liderów, a zamiast strony założył profil na Facebooku (raptem 74 znajomych). Koordynator okręgu Przemysław Szparag mignął w telewizji WTK. Przmysław Biłozor bloguje na stronie komitetu i linkuje dużo demotywatorów na swoim profilu facebookowym, ale znajomych mu szybko nie przybywa (raptem 84). Na szczęście zrobił sobie ładne zdjęcie z liderem i wykazał się wyczuciem przy doborze autorytetów. Kandydaci z RACJI Polskiej Lewicy ograniczyli się do wypisania swoich nazwisk na podstronie partii.
Mix autorytetów by Przemysław Biłozor. Złota myśl lidera jako motto.

Ostatnie sondaże dają Ruchowi Palikota nawet 8% głosów, my sądzimy, że w skali kraju partia może zdobyć nawet 10%. Pytanie, kto zdobędzie te mandaty. Na liście poznańskiej próżno szukać osób, które by potrafiły poprowadzić sensowną kampanię wyborczą (może poza coraz aktywniejszym Swiernalisem), a co dopiero mówić o rzetelnym wykonywaniu pracy posła. Naprawdę realne wydaje się, że jedna z tych 20 anonimowych osób zdobędzie w Poznaniu mandat. Mam nieodparte wrażenie, że właśnie po to, aby taki cel osiągnąć, tak mało mówią o sobie. Plan jest prosty - ludzie mają głosować na Palikota, a nie na Dąbrowskiego, Banaszaka czy Szparaga. Plan jest prosty, ale z demokracją ma tyle wspólnego, co krzesło elektryczne z zestawem wypoczynkowym.

poniedziałek, 26 września 2011

Najciekawsze w SLD zaczyna się po 10.

W okręgu poznańskim do wzięcia jest 10 mandatów. Poprzednio 7 przypadło Platfromie Obywatelskiej, 2 Prawu i Sprawiedliwości, a 1 Sojuszowi Lewicy Demokratycznej. Sondaże wskazują, że w tym roku PO może wypaść dużo słabiej i otrzyma jedynie 6 manadatów. Dodatkowy mandat może zgarnąć albo PiS albo SLD albo przy bardzo sprzyjających wiatrach Ruch Palikota lub PSL. Na razie wygląda na to, że nikomu z tych partii jakoś szczególnie na tym mandacie nie zależy. W PiS każdy sobie rzepkę skropie, w PSL są przyzwyczajeni, że mandatów w Poznaniu nie dostają, w Ruchu Palikota nikogo nie ma, a w SLD... No właśnie, co się dzieje z tą partią?

Już wybory samorządowe pokazały, że partia w Poznaniu jest bardzo słaba. Kandydatem na prezydenta mianowała Jacka Bachalskiego z jeszcze słabszego Stronnictwa Demokratycznego. Osiągnął on wynik gorszy, pomimo bogatej kamapanii, nawet od kandydata Stoawarzyszenia My-Poznaniacy, które przecież na kampanię pieniędzy nie miało, a i doświadczenia w walce wyborczej niewiele. Już wtedy można było mniemać, że w SLD nie ma koncepcji, pomysłu ani energii, żeby cokolwiek sensownego zrobić. Start Bachalskiego był klęską, a dla organizacji oznaczał zmarnowanie okazji do wypromowania nowego lidera, który mógłyb w wyborach parlamentarnych zabłysnąć pełnym blaskiem.

Pomijając już posłankę Krystynę Łybacką, dla której raczej pewna porażka z Ryszardem Grobelnym byłaby niemiłym akcentem w bogatej karierze, ma przecież SLD wielu jeszcze młodych i ambitnych liderów, którzy mogli podjąć rękawicę w wyborach prezydenckich. Ani jednak radny i przewodniczący poznańskiego Sojuszu Tomasz Lewandowski, ani biznesmen Marek Niezgoda, ani wreszcie radna Katarzyna Kretkowska (co może najbardziej zrozumiałe, bo nawet do partii nie należała). Naturalni liderzy schowali się za plecami wynajętego (a może narzuconego?) lidera z importu. Choć ta taktyka przyniosła kiepski rezultat (raptem 5 mandatów radnych i klęska w wyborach prezydenckich), postanowiono na nią postawić raz jeszcze w wyborach parlamentarnych.

Pierwsze miejsce zajął słabiutki lider - Waldemar Witkowski - wypożyczony z Unii Pracy. Tak naprawdę, to miejsce na liście sobie kupił za 1 milion złotych, które UP miało przeznaczyć na kampanię SLD. Czy przenaczyło? Doniesienia nie są zgodne. Pewne jest jednak, że wystawienie lidera marginalnej partii na pierwsze miejsce, podcięło skrzydło politykom Sojuszu, poza może niezniszczalną Krystyną Łybacką, która i tak wie, że ma mandat w kieszeni, więc konsekwentnie robi swoje. Reszta postanowiła nie pomagać liderowi listy (to zrozumiałe), ale takż olała własną kampanię (to niezrozumiałe). Ale nie wszyscy - na odległych miejscach listy znaleźliśmy aktywnych kandydatów, którym chyba zależy na dobrym wyniku.
Zły dotyk?

Wybierzmy przyszłość!
Najbardziej ożywioną kampanię zdaje się prowadzić Filip Suś, który od ponad tygodnia objeżdża powiat w poszukiwaniu głosów. Był w Kostrzynie, Swarzędzu Czerwonaku, biegał też po Poznaniu z posłanką Łybacką i młodymi przyjaciółmi, a co najważniejsze zdążył się zfotografować z najbardziej znanymi twarzami SLD nie tylko w Poznaniu. Filip Suś ma dopiero 26 lat, ale życie i politykę traktuje bardzo poważnie. Pisze doktorat z politologii, działa w ruchu studenckim i dostał medal Cegielskiego dla młodych pozytywistów. Swoją kampanię bardzo profesjonalnie relacjonuje na stronie na Facebooku. Ceniąc jego ambicję i zapał, prganiemy tylko przypomnieć los innych młodych gwiazd SLD również tkliwie namaszczanych przez starszych liderów - znawcom tematu wystarczą chyba nazwiska Bartłomieja Krasickiego i Sylwii Pusz. Mamy nadzieję, że człowiek, który w krótkim czasie zebrał 250 fanów na FB (dla porównania znany poseł Dzikowski nie ma nawet 200), nie zniknie w równie eskpresowym tempie ze sceny politycznej. Wiemy, że pana Susia stać na wiele, bo już jakiś czas temu było o jego działaniach głośno, gdy zaprosił pana Jaruzelskiego do Poznania.

Odkryciem jest dla nas również kandydatka z miejsca 19 pani Natalia Koleśnik. Młoda, inteligentna i atrakcyjna dokoratntka z Instytutu Dendrologii w Kórniku. Podobnie jak Filip Suś założyła stronę na Facebooku, na której relacjonuje swoją kampanię. Może nie jest tak aktywna jak kolega politolog, ale za to nie wstydzi się okazać serca potrzebującym. Obszernie przedstawia też swój program i pięknie uśmiecha się z plakatu okraszonego pomysłowym logotypem (fakt faktem, że przyczyniliśmy się swoją propagandą do wygładzenia pewnych sformułowań - wcześniejszą wersję częściowo można obejrzeć na naszej facebookowej ścianie).
Żeńskiemu elektoratowi bardziej się może podobać młody buntownik Arkady Janiszewski. Prowadzi on dość ostrego bloga, na którym stara się opisać "chory system" panujący w Polsce. Już samo założenie bloga nam się podoba, a jeszcze ta zgodność poglądów w kwestii systemu:). Kibicujemy panu Arkademu. Myślimy, że wyprzedzenie ministra Aumillera jest w jego zasięgu. A dodajmy, że na niczym nam tak nie zależy jak na klęsce tego pseudolewicowego lidera partii poznańskich deweloperów. Obecność byłego ministra Samoobrony na liście SLD to jest policzek dla wszystkich, którzy serio traktują program partii. Panie Arkady, pan musi wyprzedzić pana Aumillera! Pan musi częściej na blogu publikować!

Cały czas naszą nadzieją na ożywienie elektoratu lewicowego pozostaje radny Tomasz Lewandowski. Ale on wydaje się być nieco przygaszony po klęsce przed czterema laty, gdy mocno go pobiła posłanka Łybacka. Teraz niby się stara, ale jakby liczył na zdobytą wcześniej popularność. Strona na Facebooku jakby martwa, choć ma ponad 700 fanów, strona www także aktualizowana bardzo rzadko. Jedynie na Twitterze radny wykazuje czujność i śledzi nawet nasze wpisy, co się chwali, oj chwali! Dodatkowo radny dość aktywnie występuje w sprawie eksmisji do kontenerów oraz sytuacji MPK, co może mu przysprzyć głosów, ale przecież na zdystansowanie milionowej jedynki może nie wystarczyć. Panie Tomaszu, także zachęcamy do większej aktywności. Kto, jeśli nie Pan ma być twarzą nowej poznańskiej lewicy?
Radny Lewandowski stracił zapał do prowadzenia strony na FB?
Osobny rozdział to kandydat do senatu Andrzej Jóźwiak. Naszym zdaniem powinien się starać za dwóch, a nawet za trzech, bo kandydatów jest niewielu, a kandydatka PO Jadwiga Rotnicka ma już niemal wygraną w kieszeni. Niestety, wydaje się, że kandydat nie do końca rozumie powagę sytuacji. Niby się pojawia w mediach, ale zawsze w cieniu kandydatów na posłów. Ma mieć spotkanie w Klubie pod Minogą, ale nie ma nawet strony internetowej. W taki sposób nie da się chyba wygrać z kandydatką popularnej i rządzecej partii. Po co w takim razie w ogóle startować? Żeby zwiększyć limit wydatków na kampanię ugrupowania?
Trudno znaleźć kandydata Jóźwiaka w internecie.

niedziela, 25 września 2011

Skąd się biorą kandydaci?

Po ostatnim naszym wpisie, w którym m.in. wyśmiewaliśmy się trochę z posła Tomczaka, że często zmienia partie, za co krzyczą na niego wyborcy, odezwało się kilka głosów krytycznych.
Poseł Tomczak szuka szalupy ratunkowej po odejściu z PiS. Zdjęcie ze strony kandyata.

Napisano nam na facebooku i twitterze, że niesłusznie posła Tomczaka atakujemy, bo ma prawo jako bezpartyjny kandydować gościnnie z listy zaprzyjaźnionej partii. O na przykład tak:



Radny Jakub Jędrzejewski jeszcze nam przywalił, że członek zaprzyjaźnionego z blogiem Stowarzyszenia My-Poznaniacy pan Dziuba jest jedynką na liście PiS, a zatem też jakby kandyduje nie ze swojego ugrupowania, ale cudzego. Pan radny jeszcze zarzucił nam brak obiektywizmu. Że niby wspieramy pana Dziubę.
Trafił jak łysy do fryzjera, bo z liderem PiS nam zupełnie nie po drodze. Owszem, chwalimy, że na tle swojej listy wygląda dość zacnie, ale powiedzmy sobie szczerze, że na tle panów Rdesińskiego, Górskiego i Sieniawskiego nawet snopowiązałka wyglądałaby zacnie.

Do rzeczy jednak. Obiekrywnie informujemy, że Tadeusz Dziuba faktycznie chyba należy do My-Poznaniacy, ale dłużej niż z tym ruchem obywatelskim, jest związany ze środowiskiem politycznym Jarosława Kaczyńskiego (od początku lat 90.) i to z ramienia partii pana Jarosława startował na prezydenta i radnego Poznania przeciw m.in. kandydatom My-Poznaniacy. Sytuacja dla nas jest jasna - choć polityk lubi należeć do stowarzyszenia, to woli startować z partii. Nie wykorzystuje i chyba nie prawa wykorzystywać szyldu ruchu w kampanii. Dodamy tylko, że pan Dziuba musi być pełnoprawnym członkiem PiS, skoro jest pełniącym obowiązki przewodniczącego komórki partyjnej w naszym mieście.

Nie jest to jednak przesądzone, bo z przynależnością do PiS jest bardzo dziwnie. Chodzą bowiem słuchy, że lider listy PJN Przemysław Piasta (kiedyś LPR) oraz znajdujący się na 5. miejscu na tej liście - Krzysztof Musiałek także należą do Prawa i Sprawiedliwości. Wyjaśnić tego nie można, bo pan Dziuba nie chce się wypowiadać na temat sytuacji wewnątrz partii. Nam to w sumie wisi, ale na jego miejscu byśmy z tym coś zrobili. Każdy mężczyzna powinien wiedzieć ile ma członków i basta. Formalnie obaj panowie starają się o mandat jako bezpartyjni.

Na pewno byłym członkiem PiS jest poseł Jacek Tomczak, choć on sam chyba nie może się połapać z jakiej partii aktualnie kandyduje. Bo ulotki sobie wydrukował z logo Platformy, ale poglądy zachował bliższe poprzednim partiom czyli PiS i PJN. I nie ma się co oburzać, panie radny Jędrzejewski, jak się wciąga na listy człowieka, który się nie potrafi z partią identyfikować, to zawsze będą powody, żeby się z tego pośmiać. Niech pan sobie przypomni głosowanie nad ustawą aborcyjną i uczestnictwo w konferencji, po której sam poseł Grupiński dystansował się do posła Tomczaka.

My jesteśmy tylko od tego, żeby pokazywać absurdy naszej demokracji. Podsumujmy zatem jak wygląda przynależność partyjna kandydatów z poszczególnych list:
  • na liście PJN jest tylko jedna członkini PJN - czwarta na liście Katarzyna Szcześniak, ale za to być może dwóch członków PiS (lider Piasta i piąty Musiałek), reszta jest bezpartyjna, choć czasem ktoś gdzieś już chyba należał,
  • na liście PO jest aż 17 członków PO, ale też 3 osoby do partii nie należące: poseł Tomczak, radna Nowicka i Bartosz Smektała - jak rozumiemy partia za nich odpowiedzialności nie ponosi,
  • na liście PiS jest 16 członków PiS + panowie Rdesiński, Musiał i Kucharski oraz pani Foltyn, którzy do żadnej partii nie należą,
  • na liście SLD jest kolorowo: lider Witkowski to Unia Pracy, czwarty Aumiller to Krajowa Partia Emerytów i Rencistów, a poza tym po połowie bezpartyjnych i członków SLD,
  • na liście Polskiej Partii Pracy tylko pani Ciślak z miejsca piątego przyznaje się do członkostwa w PPP Sierpień '80 - reszta deklaruje bezpartyjność, choć duża część kandydowała wcześniej z różnych ugrupowań,
  • na liście Ruchu Palikota dominują jak trzeba członkowie Ruchy Palikota (w sumie 9 osób), ale silni są członkowie RACJI Polskiej Lewicy (6 osób), a stawkę uzupełniają bezpartyjni, z których jeden (Paweł Swiernalis) jest związany z Inicjatywą Wolne Konopie,
  • na liście PSL 16 osób należy do tej partii, a wyjątkami są Teresa Czeszewska, Maria Kaźmierczak, Sylwia Lazar oraz pan Krzysztof Janowski.
Bardziej zainteresowanym polecamy kompletną listę kandydatów z opisami i linkami, którą opublikowaliśmy tutaj oraz oficjalną stronę Państwowej Komisji Wyborczej, gdzie trzeba było się przyznać do przynależności pod groźbą kary.

piątek, 23 września 2011

Wybory od "gie" do "de"

Redakcja zrobiła sobie mały urlop od Polski. Obserwowała uczestnicząco ład przestrzenny w dalekiej Finlandii, raczyła się zdrową żywnością i zachodziła w głowę jak u diaska 5 milioników ludzików te wszystkie drogi, instytuty badawcze i wygodne mieszkanka pobudowało. A na dodatek każdemu dorzuciło saunę. Tymczasem, pod naszą nieobecność, w Poznaniu coś drgnęło, coś się ruszyło. Coś jakby kampania wyborcza zaczęła się zaczynać. Poniżej krótkie podsumowanie kto komu i w jaki sposób dowalił w ostatnim tygodniu.

16 września, czyli jak Pan Gie na Łazarzu trafił w dziesiątkę

W piątek pofatygował się na Łazarz pan Gowin. Dobry kolega pomagał Jackowi Tomczakowi przekonać do siebie wyborców. Niestety, były bramkarz "Czarnych Jasło" i były perkusista kapeli rockowej nie zdołał dopomóc byłemu działaczowi KPN, ZChN, Przymierza Prawicy, PiS, Polski Plus, PJN obecnie i tymczasowo kandydującemu z listy PO. Łazarscy seniorzy wykazali się świetną pamięcią i przypomnieli panu Tomczakowi robienie za członka wielu ugrupowań. Wyzywali od przechrzt, kazali sobie podnieść emerytury.

Pan Gowin starał się jak mógł udobruchać ich podejściem pana Tomczaka do kwestii bioetyki oraz in vitro, nie wiedzieć jednak czemu, wyborców w wieku poprodukcyjnym to nie przekonało. Nie pomogło też rozdawanie krówek i deklaracje o ułatwieniach dla drobnych przedsiębiorców typu: zniesienie opłat za rejestrację działalności. Niezrażony Pan Gowin ogłosił także deklarcję poparcia dla Jana Filipa Libickiego, który kandyduje na senatora z sąsiedniego okręgu. Pan Libicki też był członkiem ZChN, Przymierza Prawicy, PiS, Polska Plus i PJN, a teraz ma wzmocnić konserwatywne skrzydło PO. Tak powstaje Platforma Obieżyświatów.

19 września, czyli jak bolszewicy wzięli PiS

W poniedziałkowy wieczór pan Jarosław "Papryka" Kaczyński bardzo naraził się sympatyzującej z nim "Urszuli z Poznania" to jest dr Urszuli Szybiak. Powodem było jego nagłe odwołanie pojawienia się na wtorkowej uroczystości celem odebrania Medalu Przymysła II od Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego. Już poinformowano prasę, już się koszule na sznurach bieliły aż tu nagle ludzie prezesa wizytę odwołali a sympatycy zostali na lodzie.

Doktor Urszula była najpierw w przygotowanie imprezy mocno zaangażowana a potem obrotem spraw wysoce poirytowana. Wysmażyła więc maila do sympatyków PiS z AKO, aby za chwilę w afekcie wysłać go do wszystkich mediów. Dzięki niej świat dowiedział się o prawdopodobnie panującym w partyjnej wierchuszce systemie sowieckim, o złośliwości posła Brudzińskiego ze Szczecina i o tym jak pan Dziuba się umie bać. Po niedawnym przypadku z samowolną skrzynką e-mailową poseł Kempy, redakcja sugeruje wzmożoną czujność przy korzystaniu z technologii elektronicznych sympatykom i aktywistom PiS. Bo technologia to nie ludzie. To wilki!

20 września, czyli jak Prezes wziął Pałac

A jednak, mimo nadszarpniętych nerwów doktor Urszuli, prezes Jarosław pojawił się w Poznaniu we wtorek. Chyba był w dobrym humorze, bo podczas konferencji w Pałacu Działyńskich śmiał się z ośrodków badania opinii publicznej i ukontentowany zabetonowaniem sceny politycznej podkreślał, że "dobry system parlamentarny jest oparty o dwie, trzy, cztery partie". Podczas wizyty w Wielkopolsce nie jadł papryki, ale apetyt mu dopisywał, bo pojawił się z piekarni w Tursku. Serce natomiast miał miękkie, gdyż zapowiedział pomoc drobnym przedsiębiorcom w Pleszewie. Zastanawiamy się nad przeniesieniem naszych drobnych przedsiębiorstw do Pleszewa, bo brakuje nam rąk do załatwiania spraw w urzędach, a skoro prezes pomoże?

21 września, czyli jak "Ryży Szuszwol" docenił "Szczęki"

Kiedy kurz po prezesowkim samochodzie opadł, w Wielkopolsce pojawił się premier Tusk. W odróżnieniu od prezesa humor miał gorszy i był bardzo poważny. Nie obiecywał zniesienia podatków, ułatwienia życia kupcom (poza wstawieniem się za budową hali kupieckiej) i zmiany kursu słabiutkiego złotego. Jedyne co obiecał premier, to że nie chce z kibica zrobić konesera teatru czy opery. Być może ta deklaracja zachęci wielbicieli kutury fizycznej do wizyty w Warszawie, na którą pan Donald zaprasza w poniedziałek. My jednak kibolom i kibicom polecamy wizytę w Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Chopina oraz spektakl "W małym dworku" na deskach Och-Teatru.

Kibole kibolami. Porządek z tym trzeba zrobić i tyle, choć oczywiście wstyd wielki, że największa opozycyjna partia ich wspiera, a zaprzyjaźniona z jedynie słusznym obozem "Gazeta Polska" zaprasza ich nawet na swoje łamy. Z naszego punktu widzenia dużo ciekawsze było jednak spotkanie z kupcami. Można bowiem odnieść wrażenie, że PO zaczyna w swoim zadufaniu dostrzegać, iż podcina suchą gałąź, na której siedzi. Niszcząc drobny handel, występuje przecież przeciw części swojego elektoratu. Jak zauważy każdy, kto śledzi historię gospodarki kapitalistycznej, bez rozwartych "szczęk" będzie prawdziwych rekinów biznesu. Wsparcie dla kupców to drugi, po rewitalizacji miast, temat żywcem wzięty z programu My-Poznaniacy. Dlatego właśnie premierowi podczas spotkania z kupcami na ręcę patrzyli (a zdarzyło się, że nie tylko na ręce) nasi wiceprezesi Maciej Wudarski i Lech Mergler.

22 września, czyli jak kandydat "De" zrobił sztuczkę z "Suczkami

Przegląd kończymy w rytmie rap. Na światło dzienne wypłynął "uwtór muzyczny", o którym redakcja już szczęśliwie zapomniała. Chodzi o popularne kilka lat temu "Suczki" wielkopolskiego Ascetoholixa, który jak się okazuje zna także pan Dariusz Dolczewski z mazowieckiego PO. Prężny, młody i pomysłowy sztab kandydata postanowił dorobić do "utworu" nowy teledysk. Zatrudnił do niego młode kandydatki PiS, tylko zapomniał im o tym powiedzieć. Na domiar złego, zapomniał też poprosić o zgodę twórców "Suczek" i teraz brzydcy raperzy pozywają pana kandydata za nielegalne wykorzystanie utworu.

Na szczęście, pan Dariusz został wychowany "w duchu szacunku względem kobiet". Ukarał zatem odpowiedzialną za publikację osobę ze sztabu i przeprosił. Rozgrzeszenia udzieliła mu sama pani posłanka Kidawa-Błońska uznając, że przeprosiny zamykają tę sprawę. Nas z jednej strony cieszy poznański akcent na krajowej scenie, z drugiej martwi brak aniołka na poznańskiej liście PiS, z trzeciej natomiast i najbardziej martwi brak szacunku młodych kobiet dla samych siebie. Instrumentalne traktowanie przez sztaby ich twarzy, nóg, uśmiechów i ciał niespecjalnie dobrze wróży. Jak ktoś raz pomyli dupę z głową, to potem trudno mu się będzie pozbierać do kupy.

czwartek, 15 września 2011

Jak głosować i nie zwariować?


Frekwencja w kraju nad Wisłą nigdy nie była imponująca. Warto więc zadbać o tę procentową garstkę, której się chce dać komuś krzyżyk na drogę do Wiejskiej a jest akurat wyjechana do innego miasta albo (za co dziękują młodzi pozostający w kraju) za granicę. Dlatego informacji o tym jak to zrobić, żeby legalnie zagłosować, nigdy za wiele. Redakcja przekopała internet, przepytała urzędników i niniejszym w pigule przedstawia informacje  jak się nie meldować i legalnie zagłosować.

Najpowszechniejsze przypadki pobytu poza miejscem zameldowania, to studia, praca, zbyt wysoka rata kredytu, żeby oficjalnie iść na swoje a wynajmujący nie jest głupi i nas nie zamelduje. W takim wypadku można w miejscu, w którym się mieszka bez meldunku iść do Urzędu Miasta i poprosić o dopisanie na listę dodatkową spisu ludności. Operacja jest bezpłatna, czy bezbolesna zależy od urzędników. Czas do 26 września.

Jeśli się akurat jedzie do rodziców po kolejną porcję domowych specjałów, to do 7 października można pofatygować się osobiście do macierzystego urzędu i odebrać zaświadczenie o prawie do głosowania. A jak się osobiście nie uda, można namaścić kogoś na pełnomocnika.

Do 18 września można zgłosić zamiar głosowania korespondencyjnego w kraju, jeśli jest się osobą niepełnosprawną. W tym roku Program Trzeci Polskiego Radia wraz z Rzecznikiem Praw Obywatelskich zainicjował zacną akcję "Wybory dla Wszystkich" można więc liczyć na nakładki Braille'a (trzeba to zgłosić do 25 września) i możliwość dopisywania się do listy wyborczej w swojej gminie, w obwodzie przystosowanym dla niepełnosprawnych.

Do 29 września składa się wniosek o pełnomocnictwo w przypadku osób niepełnosprawnych. O, tutaj więcej na ten temat.

Możliwe jest też głosowanie dla tych co za morzem, tylko trzeba to zgłosić konsulowi do 24 września i załatwić korespondencyjnie. Do listy wyborczej poza granicami Polski można się dopisać do 6 października.

A jak ktoś ma niedosyt wiedzy, redakcja bardzo poleca bardzo przejrzystą stronę "głosuj bez meldunku" co wszystko bardzo ładnie porządkuje i tłumaczy. Bardzo.

środa, 14 września 2011

Kryptonim "ryży szuszwol" i zapomniany poseł Lipiński

Wiemy już dlaczego Platforma Obywatelska ma coraz niższe notowania w okręgu poznańskim. To wszystko zasługa sympatyków i (być może) działaczy Stowarzyszenia "Wiara Lecha", którzy konsekwentnie prowadzą antykampanię wyborczą. Ich cel? (UWAGA: żeby powiększyć ilustrację, trzeba na nią kliknąć:)
No właśnie, chcą, żeby PO miało mniej niż 30% w Poznaniu. Możliwe? Sądząc po wpisach, nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, choć pojawiają się kłopoty z mocami przerobowymi:
Przewidziana jest zatem kampania plakatowa, ale to jeszcze nie wszystko. Będą też debaty z udziałem polityków centralnych:

Oraz spotkania z kandydatami lokalnymi, w tym zapomnianym przez nas ostatnio, co słusznie nam wytknięto na Facebooku, posłem Dariuszem Lipińskim:
No, no, jesteśmy pod wrażeniem rozmachu operacji kryptonim "ryży szuszwol". Jeśli działacze będą równie zdeterminowani i skuteczni jak dotychczas, PO może sobie pogwizdać nawet na 6 mandatów, które im ostatnią dają sondaże. W końcu, jak to się kiedyś śpiewało na meczach: "Boją się nas kibice angielscy, boją się nas także holenderscy..." i jakoś dalej "Tak dla zabawy zrobimy Haysel z Warszawy". Teraz powinni się bać głównie kandydaci PO. Jak to możemy skomentować? Może: "W górę serca, niech zwycięża Lech! Kooolejorz!".

Mały numerek może tak wiele

Miało być o kobietach na listach. Że ich ilość waha się od 7 do 10. Że żadna z nich nie zajmuje pierwszego miejsca, za to końcówki list aż się od nich roją. Że nie ma wśród nich wielu z politycznym doświadczeniem. Ale nie będzie o tym, bo koń jaki jest każdy może przeczytać w poprzednich wpisach. Będzie o próbach zmiany tej sytuacji. I to nie tylko o wprowadzeniu świeżości do polityki poprzez wprowadzenie większej ilości kobiet na Wiejską, ale o wprowadzeniu świeżości w ogóle, co się gdzieś tam przecież, nomen omen, "zazębia".


Sejm ustalił, że kobiet na listach nie może być mniej niż 35%. Partie skrupulatnie prawa przestrzegają, wystawiając w większości figurantki bez politycznego doświadczenia, bo  przecież "sztuka się liczy". Jest raczej pewne, że nie mają one szans w starciu z gigantami ze swoich klubów. Czy można to zmienić? Jest kilka pomysłów. 

Jednym z nich jest inicjatywa studentów i doktorantów Uniwersytetu Pedagogicznego z Krakowa: "Stop jedynkom". Akcja ma na celu sprowokować "najinteligentniejszy przewrót w historii", odmłodzić i odświeżyć oblicze polityki, w końcu: dać szansę dotychczas niewybieranym kandydatom, bo a nuż sprawdzą się lepiej niż dotychczasowi. Politycy i liderzy list nie są rzecz jasna tą inicjatywą zachwyceni szczęśliwie, jak to w demokracji, nie mają zbyt wiele do gadania:)

Stop jedynkom?
Z pewnością znajdą się wesolutcy, którzy tę ideeę zrozumieją bardziej dosłownie ale w imieniu producentów otwieraczy do butelek: nie radzimy.

To zresztą nie jedyna tego typu inicjatywa. Inną, i wbrew nazwie wcale nie ekwilibrystyczną jest "Pozycja 69". Zachęca ona do oddania głosów na kandydatów między 6 a 9 miejscem na liście, żeby pozbyć się opatrzonych "liderasów". Animatorzy akcji podkreślają, że tylko tego dnia "Polska jest nasza a nie ich". Hau.


Jeszcze inną próbą na rozruszanie polskiej polityki, jest akcja zachęcająca kobiety do głosowania. Badania wykazują, że wycieczek do urn zaniecha 50% z nich. Najbardziej nieobecną grupą są kobiety poniżej 29 roku życia i powyżej 60. Dlaczego? Być może powodem jest brutalizacja polityki, która kobiety odstręcza. Bardzo prawdopodobne, że pokutuje tradycyjny podział ról, który kobiety zamyka w przestrzeni domowej, mężczyzn namaszcza do działań poza nią ( bo "ziemniaczki im się same ugotują", jak profesorowi Tatarkiewiczowi). Ponieważ  jednak nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, żeby kobiety nie współrządziły a "demokracja bez kobiet to tylko pół demokracji", powstała inicjatywa, która postawiła sobie za cel zaktywizować niegłosujące. Nazywa się Kobiety na Wybory i ma własny spot. 

Na deser ciekawostka o tym, że która głosuje, ta rzadziej choruje!

Debata bez pytań

Narzekaliśmy, że w poznańskiej kampanii nic się nie dzieje, a tu proszę jest - dzieje się. Odbyła się młodzieżowa debata w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa zorganizowana przez Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości (na ich stronie można przeczytać cały program PiS dla młodych - polecamy szczególnie fanom i fankom Błażeja "że tak powiem" Spychalskiego, który jest jego współautorem i kandydatem nr 3 z listy PiS w Poznaniu).

Na swoją debatę młodzieżówka największej opozycyjnej partii zaprosiła liderów list PO, PiS i SLD. Nie wiemy, czy zaproszono przedstawicieli innych komitetów, ale wiemy, że nie wzięli w debacie udziału. Jeśli to przez brak zaproszenia, to gratulujemy młodym działaczom otwartości i demokratycznego wyczucia. Jeśli to przez niechęć i lenistwo sztabów partii, to gratulujemy im woli walki. Ostatecznie na debacie stawili się posłowie Krystyna Łybacka i Waldy Dzikowski oraz radny Tadeusz Dziuba.

Informacja o debacie miała zapraszającą formę:

Chcemy, aby poprzez udział w debacie liderzy pokazali, że nie nie są im obce tematy związane z ważną grupą społeczną jaką są licealiści czy studenci, przedstawili swoje zdanie oraz innowacyjne pomysły.

Jeśli jesteś młodych człowiekiem, chodzisz do liceum lub na studia, widzisz pewne problemy wokół siebie!!! Przyjdź i posłuchaj!!!

Debata będzie się składała z 4 bloków tematycznych:

1. Nauka i szkolnictwo wyższe.
2. Rynek pracy.
3. Logistyka (transport) oraz zakwaterowanie.
4.Dostępność młodych ludzi do kultury, sztuki, rozrywki i sportu.

Organizatorami debaty jest FM PIS Poznań. Współorganizatorami Stowarzyszenie Młodzi Demokraci Koło Poznań oraz Federacja Młodych Socjaldemokratów Poznań.


Wszelkie pytania dotyczące debaty kierujcie do mnie Katarzyna Drzewiecka 691 668 789 katarzynadrzewiecka.poznan@gmail.com

Przyjdź!!! Czekamy na Ciebie!!!

Wstęp Wolny!!!!


Katarzyna Drzewiecka

Koordynator debaty
FM PIS Poznań" 


Aleksandra Sołtysiak
Nic dziwnego zatem, że młoda działaczka społeczna Ola Sołtysiak wraz z jeszcze młodszym synkiem Olgierdem postanowili wybrać się na debatę, żeby poznać ofertę dla młodych przygotowaną przez główne partie. Niestety, jak się okazało, nie do końca zrozumieli ideę debaty. Otóż nie domyślili się, że słowa "przyjdź i posłuchaj" pojawiły się w w oficjalnej informacji nieprzypadkowo i oznaczały zaproszenie do biernego uczestnictwa w spotkaniu, a organizatorzy nie przewidzieli zadawania pytań zaproszonym politykom.

Ola nie jest jednak osobą, która łatwo się poddaje i za wstawiennictwem radnego Dziuby wywalczyła sobie możliwość zadania pytania o sytuację poznańskich żłobków. Odpowiedzi były takie, jakich można się było spodziewać, a mianowicie poseł Dzikowski pomylił żłobki z przedszkolami i wiernie powtórzył spore fragmenty wypowiedzi premiera, posłanka Łybacka wskazała miejsce w programie SLD, gdzie obiecane są darmowe żłobki (tak, tak, bez jaj, za darmo!), a poseł Dziuba jako jedyny świadomy sytuacji w Poznaniu wyklarował swój sprzeciw wobec obecnej polityki władz miasta. Włos nikomu z głowy nie spadł, ale to nie zachęciło uczestników do dalszych pytań.

Zastanawia nas, po co organizuje się debaty i zaprasza do udziału ludzi (obojętnie czy młodych, czy starych), skoro:
  • po pierwsze przewiduje się udział tylko polityków, którzy prawdopodobnie nie powiedzą nic nowego, a do sejmu i tak wejdą, zapominając o kandydatach z mniejszych komitetów,
  • po drugie nie przewiduje się żadnego dialogu między zaproszonymi politykami a publicznością?
Niewielu ludzi interesuje się w Polsce sprawami publicznymi zapewne także dlatego, że ich głos nie jest traktowany poważnie. Poznańska kampania, choć jakby się ożywiała, jest dobitnym przykładem na załamanie się debaty publicznej w Polsce. Politycy przemawiają, patrzą na sondaże i znowu przemawiają. O potrzebach Polaków dowiadują się z biur badania opinii, a nie od nich samych. A jak ktoś z nimi pogadać, to albo nie może (zakaz pytań) albo otrzymuje sztampowe odpowiedzi bez realistycznego pomysłu na rozwiązanie problemu (przecież i tak zrobi się tak, jak sondaże powiedzą).

poniedziałek, 12 września 2011

Platforma dołuje, imprezki odwołane

Kampania wyborcza w pełni, a jeśli wierzyć sondażom to ma nawet dość dużą dynamikę. Platforma Obywatelska, która jeszcze tydzień temu miała zwycięstwo w kieszeni, teraz może się zacząć martwić, czy w ogóle przekroczy próg:) Notowania lecą na łeb na szyję, a pomocy znikąd. Jeśli ktoś jeszcze wierzy w sondaże, to szczególnie polecamy te, które wyliczają poparcie na poziomie okręgu. O tutaj są.

Wynika z nich ostatnio, że w Poznaniu PO dostanie tylko 6 mandatów, a dodatkowy zgarnie PiS. Strasznie nas interesuje, dlaczego właśnie partia Kaczyńskiego ma zgarnąć dodatkowy mandat w Poznaniu, choć nic ciekawego tu od lat nie robi? Ale jak frekwencja będzie mała, to w całym kraju PiS sobie nabije statystyki i zyska także oddział poznański, choćby w kampanii palcem nie kiwnął. Inna sprawa, że palcami nie kiwają także kandydaci innych partii.

Jeśli w ogóle ktoś robi kampanię w powiecie i mieście, to politycy PO. Poseł Grupiński na sztandarach wypisuje nawet hasła stowarzyszenia My-Poznaniacy. Wkurza nas trochę, że właśnie gdy rządząca partia zaczyna słuchać rozsądnych ludzi, to traci poparcie. Nie od dziś wiadomo, że bystrzy ludzi zawsze znajdą dojścia, a główny kandydat opozycji - Tadeusz Dziuba - ma chyba więcej zwolenników w naszym stowarzyszeniu niż we własnej partii. 

Z polityków PO, stara się jeszcze bardzo Bożena Szydłowska, która obchodzi uroczyście wszystkie lokalne rocznice:
Bardzo emocjonalną kampanię na Facebooku prowadzi natomiast pani Mikusińska. Oto dwa najbardziej wzruszające wpisy:



Śmieszne, śmieszne... Fakt jednak faktem, że kampania w Poznaniu kuleje. Ciska się trochę radny Lewandowski broniąc eksmitów, ale i tak nie ma szans z posłanką Łybacką, która punktuje z wyczuciem doświadczonego boksera. Co tydzień konferencja, co tydzień nowe "bla bla" i wiele dobrze brzmiących haseł. Teraz akurat przypomniała sobie o przedszkolach. Trudno się nie zgodzić, że powinno być lepiej, ale jakoś tak nam się wydaje, że posłanka miała już szansę się wykazać i przydałby się ktoś ze świeżym spojrzeniem.

Choćby nawet ktoś od Palikota, o którym od dawna piszemy, że może być czarnym koniem wyborów (no, może - pomarańczowym). Tylko jest kłopot, że tam nikogo nie ma na tych jego listach. Tzn. są ludzie, ale tacy jacyś nieznani, nieprzekonujący i niewiele robiący, żeby to zmienić. Całą kampanię wziął na siebie lider, jakby chciał do końca skompromitować polską demokrację i wprowadzić do sejmu fotele zamiast posłów. Na razie poustawiał im namioty, żeby mieli gdzie mieszkać jak już pojadą do Warszawy. Chociaż, chociaż... jeden z kandydatów Palikota w Poznaniu - pan Biłozor - zaczął prowadzić bloga i też napisał o przedszkolach. Brawo!

Wracając do sondaży. Jeśli PO ma dostać tylko 6 mandatów, to znaczy, że nie dostaną się do sejmu wszyscy jej posłowie. Ale przecież nie odpadną Grupiński i Dzikowski, bo jeden ma jedynkę, a drugi jest znany i jakoś tam, nie wiadomo czemu, lubiany. Nie odpadną Stuligrosz i Fiedler, bo z takimi nazwiskami się nie przegrywa. Raczej nie przegra Bożena Szydłowska, bo wygląda na to, że jest mocna w tym swoim Swarzędzu jak mało kto gdziekolwiek. O ostatnie miejsce do upadłego walczyć będą zatem posłanka Kozłowska-Rajewicz, poseł Zieliński no i "zakupiony" w ostatniej chwili stranieri - poseł Tomczak.

Sondaże nie przesądzają wyniku, ale pani posłanka na wszelki wypadek wróciła z Ameryki. Co ważne, dowiedziała się tam czym jest lobbing zatem nawet jeśli przegra wybory, znajdzie sobie zajęcie.

Skoro rozważamy, kto mandat straci, moglibyśmy także pomyśleć, kto zyska, ale o tym się boimy nawet myśleć. Lista Prawa i Sprawiedliwości jest w Poznaniu tak dziwna, że posłem może zostać każdy. Nawet Błażej "że tak powiem" Spychalski albo Filip "Misja specjalna" Rdesiński albo Marek "bogaty pedał" Sieniawski. Naprawdę doborowe towarzystwo. Może jednak uda się komuś zacniejszemu?

Warto wspomnieć, że w sobotę odbyły się konwencje SLD i PO. Żadna tłumów nie porwała, ale przy okazji jednej mocno się lansował poseł Grupiński jako jeden z dwóch (obok ministra Sikorskiego) koordynatorów pisania nowego programu partii. Nikt z ich obiecanek nie zapamiętał ani słowa, poza może likwidacją PIT-ów. Pomysł pewnie i zacny, ale podobno niestety do zrealizowania. Coś tak jakoś kiedyś już było z likwidacją senatu, finansowaniem partii z budżetu i podatkiem liniowym. Ale nie będziemy się pastwić - inni to robią z większym zaangażowaniem. A poseł Grupiński umie błysnąć. O, proszę:

O reszcie nic nie piszemy, bo nie chce nam się znowu o dożynkach pisać. Nie chce nam się na siłę wyciągać informacji z zakamarków mediów. Zrobiliśmy jedną długą listę z linkami do stron kandydatów (jeśli je mają) i do co ciekawszych newsów. Jak ktoś się chce naocznie przekonać o marności polskiego życia politycznego to zapraszamy tutaj. Naprawdę porażająca lektura. Przy okazji informujemy o oficjalnej liście komitetów z numerkami od PKW - ona jest tutaj (linki przerzucają do stron Komitetów Wyborczych) oraz o kalendarzu wyborczym (żeby nikt nie przeoczył głosowania), w którym honorowe miejsce zajmują inicjatywa Kongresu Ruchów Miejskich - miejski skaner wyborczy (start już w środę).

niedziela, 11 września 2011

Wszechpolska Jest Najważniejsza

Po omówieniu najsilniejszych list przychodzi czas na komitety aspirujące do miana partii parlamentarnych. Niestety, na którą listę by nie spojrzeć, wrażenie jest to samo. Listy były tworzone metodą: wychodzę na ulicę i krzyczę. Kto się odezwie, ten na listę. Ze świecą szukać na nich lokalnych działaczy społecznych, doświadczonych menadżerów czy w ogóle ludzi, o których można powiedzieć, że coś dobrego dla regionu, kraju, czy po prostu współobywateli zrobili. O większości nie można właściwie nic powiedzieć, bo nic nie wiadomo. 

Wśród byle jakich list jedna jednak wyróżnia się zasadniczo. Wyróżnia niestety negatywnie. Jest bowiem tak, że większość nazwisk owszem nic nie mówi, ale te, które cokolwiek mówią, skłaniają do smutnej refleksji, że nie ma takiego wstydu, jakiego by polscy prawicowi politycy na siebie nie wzięli, żeby tylko uratować resztki wpływów. PJN bowiem niewielkie ma szanse na jakikolwiek mandat, ale kilkunastu zaangażowanych w nią posłów i europosłów chce podtrzymać wrażenie, że są w stanie odegrać rolę na scenie politycznej. O tym, że są to mrzonki przekonuje najlepiej konstrukcja wielkopolskiej listy do sejmu, którą ułożyła sama Elżbieta Jakubiak (brawa dla tej pani!).
 
Pierwsze miejsce zajmuje na niej bowiem Przemysław Piasta, kiedyś działacz Młodzieży Wszechpolskiej i sejmikowy radny z ramienia Ligi Polskich Rodzin, a nawet wicemarszałek województwa. Zasłynął tym, że niszczył billboardy Marka Pola w Słupcy. Nawet go trochę rozumiemy, bo twarz Marka Pola nie budzi także w nas  pozytywnych emocji, ale żeby w celu naprawy sytuacji jechać aż do Słupcy? Wystarczy przecież włączyć Photoshopa. Obecnie pan marszałek prezentuje się jako stateczny przedsiębiorca i rozsądny polityk. On może i zmienił się na lepsze, ale namaszczająca go na lidera Elżbieta Jakubiak to się chyba z borsukiem na głowy pozamieniała.

Jeszcze przyjemniejszy jest kandydat z miejsca piątego - Krzysztof Musiałek - który tak świetnie zarządzał hurtownią cukierków, że dostał miejsce w zarządzie Radia Merkury. Jeden z członków rady nadzorczej wspomina, że jego dokumenty były podawane przez dziurę w płocie. Tajemnicą poliszynela jest, że kandydaturę pana Musiałka wspierała Liga Polskich Rodzin. O tym jak cukierkowy Krzysztof Musiał (ek) zostać członkiem, można przeczytać tutaj.

Kto poza tym? Na miejscu 19. Maciej Andraszyk, fotografik z Poznania, w pewnych kręgach uznawany za wybitnego grafika komputerowego, autor okładek książek wydawanych przez Wydawnictwo Narodowo-Katolickie Wers, znajomy śp. dr Dariusza Ratajczaka, skazanego za kłamstwo oświęcimskie, a rok później znalezionego martwym w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Każe to potraktować sprawę poważnie, ale nie pozwala zapomnieć o absurdalnych tezach doktora głoszonych za życia.


Listę trochę ratuje nazwisko Marcina Lisa, radnego gminy Swarzędz, a nawet niezależnego kandydata na burmistrza miasta w ostatnich wyborach. Zajął w nich drugie miejsce (2619 głosów), wyprzedzając jednak kandydata PO, za co wyleciał z partii a odchodząc spektakularnie spalił koszulkę organizacyjną. Przed wyborami samorządowymi prowadził bardzo energiczną kampanię. Był jednym z pierwszych przyciągniętych do inicjatywy PJN w Poznaniu, ale ostatecznie musiał ustąpić miejsca panu Piaście. Po co i dlaczego? Pozostanie tajemnicą pani Jakubiak.

Marcin Lis
Jaśniejszym punktem jest także trzecia na liście Beata Gryska, pani sołtys Bolechowa Osiedle, która w ostatnich wyborach zdobyła najwięcej głosów w wyborach do rady. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że nie jest to jeszcze kaliber sejmowy, ale wstydu liście nie przynosi. Szczególnie, że o reszcie listy nic już ciekawego powiedzieć nie możemy. Chyba że kogoś interesuje jedyna członkini partii PJN na liście - Katarzyna Szcześniak (miejsce 4.) albo spora ilość osób spoza okręgu (tzw. spadochroniarzy). Jest i Violetta Gorczyńska, niedawno jeszcze kandydowała z LPR do sejmiku, i Krystian Koralewski z Obornik, i doktor wuefista z Kalisza - Romuald Michniewicz. 


Następnym razem radzimy Elżbiecie Jakubiak przywieźć wszystkich kandydatów z Berdyczowa. Lepiej może nie będzie, ale przynajmniej będzie o czym pisać. Jakby ktoś jednak chciał przeczytać całą listę, zapraszamy tutaj. Darz bór.